Poprzednia czesc TUTAJ
Przez kilka dni przemierzalismy kilometrami bruk w Sienie i Florencji podziwiajac te piekne miasta.
Przedostatniego dnia postanowilismy poszukac widoczkow. Ale dokladnie takich, jak sa na kalendarzach z Toskanii-lagodne wgorza,kapliczki i cyprysowe aleje.
Widoczki owszem byly piekne i typowo Toskanskie, ale alei nijak nie moglismy znalezc.
Troche zal,ze juz dawno po zniwach i ziemia przeorana.Chcialoby sie zobaczyc te lany zboza i slonecznikow, ktore tu zapewne rosly.
Podazalismy kompletnie pustymi drogami w przypadkowych kierunkach.Czasem zatrzymywalismy sie by zrobic jakies zdjecie.Dookola nas cisza, cieplo, cykanie cykad ,zapach ziol i fantastyczny
widok...
Mijalismy rowniez rosnace pojedynczo albo w grupach ogromne cyprysy.Musialy byc bardzo stare...
Po wzgorzach porozsiewane byly albo pojedyncze domki, albo male miasteczka.
Jedno postanowilismy zwiedzic.
San Gusme wygrzewalo sie na wzgorzu w jesiennym slonku .Otoczone bylo polami,winnicami i gajami oliwnymi.Weszlismy do srodka przez brame,a tam...zywej duszy.Tylko dwojka dzieciakow grala w pilke na malym placyku.Pewnie mieszkancy byli albo w polach,albo zazywali popoludniowej sjesty.
W miasteczku znajdowalo sie wiele winiarni, ale tylko jedna byla otwarta i byl tam tylko sprzedawca.Sala pusta... Chcielismy zakupic kilka butelek na prezenty dla rodzinki.Pan sklepikarz zamiast mi doradzic, ponalewal wina do kielichow. Luby sie wykrecil, ze on kierowca i pic nie moze (co zreszta pana zdziwilo:-).Mnie glupio bylo odmowic sympatycznemu sprzedawcy i z mina znawcy kosztowalam trunkow.A znam sie na winach, jak kura na pieprzu.Chyba dokonalismy dobrego wyboru,bo rodzince smakowalo.A trzeba dodac ,ze Tesc to prawdziwy koneser:-)
Zaraz opodal miasteczka wypatrzylam piekna i rowniutka aleje cyprysowa.Ucieszylam sie, za w koncu bede miala wymarzone zdjecie,
ale radosc moja krotko trwala. Cyprysy byly malutkie, mlodziutkie a aleja znajdowala sie na czyjes posesji.Oddzielala nas od niej tylko zamknieta brama, obok ktorej mozna bylo wejsc-plotu nie bylo.
Ryzykujac zyciem ,a przynajmniej potarganiem spodni przez pilnujace psy, moj Bohater przestapil niewidzialne ogrodzenie i cyknal pare fotek.
Przezyl, bo jak i w miasteczku,tak i tutaj nie bylo zywej duszy.
I w koncu ,kiedy juz jechalismy z powrotem i tracili wszelka nadzieje, natknelismy sie na cudna aleje, wysadzana po obu stronach starymi cyprysami.
Zobaczylam ja..i myslalam,ze sie rozplacze.Slonce padalo akurat tak, ze cyprysy nie rzucaly cieni na droge.No tego w moich wyobrazeniach nie bylo.Mialy byc cyprysy i droga w paski ...
Na cale szczescie kilometr dalej droga skrecala w prawo i wznosila sie ku gorze.Slonce padalo pod innym katem.Ze wzgorza rozposcieral sie piekny widok i moglam narobic dowolna ilosc kiczykow :-)
Dzien zostal uratowany:-) Moglismy wracac.
Po drodze jeszcze minelismy jedno urokliwe miejsce. Minelismy i po jakims czasie doszlismy do wniosku,ze trzeba bylo stanac na zdjecie.Zawrocilismy wiec. Warto bylo...
Ostatniego dnia udalismy sie na zachod od Toskanii by zaraz raniutko zwiedzic San Gimignano. Slyszalam o "Manhattanie Sredniowiecza" i wiezach,ktore w tym miescie budowano.Co innnego slyszec,
a co innego przekonac sie na wlasne oczy.
Miasto ze swoja niepowtarzalna architektura robilo zaskakujace wrazenie.Wieze budowano i w celach obronnych, ale tez i ich wysokosc stanowila o prestizu i zamoznosci wlasciciela.
Zadzieralismy glowy wysoko do gory,ale i nizej byly ciekawe widoczki:-)
Nastepnie w planach byla Pisa ze swoja krzywa wieza.Doszlismy jednak do wniosku,ze Pisa moze poczekac i mamy nadzieje,ze do nastepnego naszego przyjazdu sie nie zawali. (Bo takowy bedzie na pewno :-) I zamiast tego skierowalismy sie na wybrzeze.
Po drodze cykalam fotki z samochodu- krajobraz byl lekko ksiezycowy:-)
Nad morzem bylismy troche popoludniu.Zostalo duzo czasu na spacery plaza ,moczenie nozek (i spodni) w cieplej jak na pazdziernik wodzie, grzanie starych kosci we wloskim sloneczku i
nicnierobienie:-)
Na podziwianie zachodu slonca zasiedlismy w pobliskiej Tawernie i raczylismy sie rybka i owocami morza.Troche glupio, jak tak sie jedzenie na ciebie gapi :-)
To byl piekny dzien i dobrze nam zrobil odpoczynek i naladowanie baterii, bo nastepnego dnia czekalo nas zwiedzanie kolejnego pieknego miasta.
Ale o tym w nastepnym odcinku :-)
Write a comment
Mirek vel Ralph (Friday, 24 April 2015 22:25)
Pieknie sie ogląda i czyta. Bardzo miłe wspomnienia. Mnie sie bardzo podoba.
Żebym miał więcej czasu zrobiłbym sobie takie coś...