Kiedy wyjechalam do Austrii, Sarka zostala w domu u Tesciowej.Mialo mnie poczatkowo nie byc tylko trzy miesiace,wiec myslalam ze jakos wszyscy zniesiemy te krotka rozlake.Zycie napisalo inny scenariusz...Tesknilysmy strasznie.Chcialam Sare wziac do siebie,ale pracowalam wtedy w duzej stajni i nie mialam gwarancji czy nowe konie beda tak przyjazne dla Sary jak nasze.Pozniej pracowalam w prywatnym domu tez w stajni przy koniach.Tam juz byly trzy psy i wlascicielka nie chciala sie zgodzic na suczke.Do Wiednia sama nie chcialam jej zabierac.Pracowalam czasem po 12 godzin i pies by chyba uswierknal w czterech scianach.W betonowym miescie nie mialby sie nawet gdzie wybiegac.Z reszta w Wiedniu sama czulam sie potwornie zle i tez czulam,ze sie musze wybiegac :-) .Sara tesknila u Tesciowej tak,ze ktoregos razu zrobila podkop pod plotem i poszla mnie szukac.
Rodzinka szukala jej przez radio i ogloszenia w gazecie.Okazalo sie ,ze przygarnal ja jakis sasiad pare ulic dalej i oddal (na cale szczescie).Do tego ,ze zwiala przyznali mi sie duzo pozniej.I dobrze,bo bym chyba zwariowala z niepokoju,a tak bylam nieswiadoma.Jakis czas Sara mieszkala u moich Rodzicow w bloku.Mimo,ze Mama chodzila z nia na dlugie spacery, pies byl smutny i osowialy.Potrzebowal przestrzeni.Kiedy przyjezdzalam cieszyl sie szalenczo ,nie odstepowal mnie na krok,ale kiedy widzial ze pakuje walizke oklapywal.Byla tak smutna,ze serce sie krajalo.Patrzala na mnie i pytala:znow mnie zostawiasz?Ciezkie to byly chwile.
Na szczescie nadszedl happy end.Poznalam Lubego i po paru miesiacach z betonowego Wiednia przenioslam sie do Graz, do pieknego domu z ogrodem.Pozostalo tylko przekonac Lubego, zeby pozwolil wziac Sare.Luby psow sie bal-te male szczekaja, maja male zabki i gryza w lydki.Te duze maja duze zeby, wiec zjadaja w calosci.Przekonywalam,ze Sara jest inna,ale ciezko mu bylo uwierzyc.Dopiero,kiedy pojechalismy do Polski i zobaczyl ja na wlasne oczy ,dal sie w koncu przekonac.Zaprosilismy Sarke z tylu do kombiaka,a ta dwa razy nie dala sie prosic.Wskoczyla nawet nie ogladajac sie za Mama,zebym tylko czasem nie zmienila zdania :-)Po szesciu latach rozlaki znow bylysmy razem!
W domu obiecalam Lubemu ,ze Sara bedzie spala w sieni na schodach, oddzielona od nas drzwiami,w razie gdyby chciala go w nocy pozrec.Oczywiscie nic z tego nie wyszlo,bo pies nie odstepowal mnie na krok.Ryl sie za mna nawet do toalety.Tak wiec na poczatku miala spac w naszej sypialni,a potem sie zobaczy.Pies oczywiscie wpakowal sie do lozka i przytulony do mnie zasnal (a ja sie gotowalam,bo to bylo lato,a ona grzeje jak kaloryfer).Z czasem ,jak sie zadomowila i Luby przekonal sie ,ze Sara to raczej wielki laszacy sie kot,a nie grozny pies, pozwolil jej spac w sypialni na jej legowisku.Dzis zreszta uwielbia ja tak, ze najpierw ona dostaje "buziaka" na dobranoc ,a potem ja.Nie wiem,czy mam byc zazdrosna juz ?
Pies ma zakaz wlazenia na lozko, bo nie dosc ze zostawia klaki, to jeszcze rozwala sie na nim i spycha nas prostujac lapy.Niby wlezie na rozek,
a zajmuje jedna czwarta.Kiedy wychodzimy z domu,zamykamy drzwi do sypialni, a Sara zajmuje miejsce na dywaniku w salonie przed drzwiami na taras, skad obserwuje ogrod i ptaszki.Czasem sie zapomni zamknac drzwi do sypialni...Po powrocie do domu Sarka lezy jak aniolek grzecznie na dywaniku, a lozko jest zburtane i na poduszcze pelno klakow.Ale tylko po stronie Lubego :-). Kiedy ja pytam ,co sie tu dzialo i kto tu sie wylegiwal...ona oczywiscie nic nie wie.Jej tu nie bylo :-)
Sarka uwielbia wszelkie spacery i wycieczki.Juz nie ma sily do wielkich biegow.Kiedys biegajac potrafila na chwile wlanczyc jakies turbodoladowanie i podwoic predkosc szurajac prawie brzuchem po trawie.Dzis to sa raczej dlugie marsze,ewentualnie lekkie truchty i powolne galopiki.Uwielbia jezdzic w gory,gdzie wiatr wentyluje jej gesta siersc.Kiedy zostawilo sie otwarta klape w samochodzie z tylu,pies sam tam wskakiwal i czekal ,az my guzdraly w koncu sie zbierzemy do wyjazdu.Teraz Sara ma problem z wskoczeniem do samochodu.Wskakuje tylko przednimi lapami,a kuperek z tylnymi zostaje na ziemi i nijak nie da sie podniesc.
Pomagalam jej sie wgramolic podsadzajac.Dla niej to oczywiscie stres i chyba jakies poczucie winy,bo mimo ze nadal z nami chetnie jezdzi,to do samochodu woli sie nie zblizac.Kupilismy ostatnia taka rampe,zeby mogla bez naszej pomocy sama po niej wchodzic do auta.To byl dopiero koniec swiata!Kazdy inny pies pewnie wbieglby po rampie bez problemu.Ale nie Sara.
Po 1- cos nowego”.Nowy przedmiot-na pewno niebezpieczny”.
Po 2-„ Jakies nowe glupie zadanie,ktorego sie nie nauczylam w mlodosci.W moim wieku nowych akrobacji nie chce sie uczyc.Dajcie mi spokoj”.Zaczelismy od chodzenia po rampie na plaskim.Jest ona pokryta tworzywem szorstkim jak papier scierny,wiec pies sie nie slizga.Po plaskim jakos szlo.Szlo tez po lekkim skosie.Ale juz stromiej Sara wpadala w panike z nerwow naprezala miesnie i zamiast na poduchach wspinala sie na pazurach.Wiec oczywiscie zaczynala sie slizgac i zsuwac w dol.Bylo coraz gorzej.
Na widok samochodu pies sie zaczynal trzasc i szczekac ze strachu zebami!Musialam cos szybko wymyslec.Dokupilismy gruba gume z otworkami ,jak na wycieraczki i Luby przykrecil ja do „zjezdzalni”.I treningi zaczelismy od poczatku-po plaskim ,potem po lekkim skosie na schodach.Oczywiscie duzo pochwalnych slow padlo i paczka smierdzacych psich smakolychow zostala zjedzona.Rampe w koncu zamocowalam na czterech stopniach, na domowych schodach tak,ze Sara nie miala wyjscia i musiala po niej wejsc ,kiedy chciala sie dostac do domu.A ze caly czas kursuje miedzy sienia, a ogrodem nie miala wyjscia.Kilka razy przeszla przy mojej zachecie,a potem juz sama sie przekonala,ze guma jest stabilna,pazury sie zahaczaja i sie nie slizga.Przy samochodzie na poczatku sie trzesla,ale tez po kilku probach teraz juz wchodzi do auta sama i nawet bez smyczy (wczesniej musialam ja podprowadzac).Mam nadzieje,ze teraz znow nabierze zapalu do wycieczek.
Kilka lat temu Sara musiala przejsc operacje.Wygladala po niej jak siedem nieszczec,stracila swoje piekne futro,ale ta operacja przedluzyla jej zycie.
Niestety w poniedzialek ma termin na kolejna.
Od jej wynikow bedzie zalezalo to,jak dlugo jeszcze nasza Babcia z nami zostanie...
Dla tego goraco prosze Wszystkich o mocne trzymanie kciukow!!
P.S. I ta operacja zakonczyla sie pomyslnie.Znow dostalismy ja na jakis czas....:-)
Write a comment
Zołzik (Friday, 15 May 2015 15:00)
Mocno zacisnę piąstki aby trzymać kciuki :*